W Krainie Czytania i Historii

W Krainie Czytania i Historii to blog historyczny i literacko-recenzencki, na którym znajdują się opinie o książkach, wywiady z pisarzami oraz artykuły dotyczące literatury i historii. 


 

 

 

 

Niektórzy uważają, że szkolne przyjaźnie są tymi najtrwalszymi i zawieranymi na całe życie, podczas gdy są też tacy, którzy twierdzą, że dopiero będąc na studiach ludzie są zdolni do nawiązywania najsilniejszych relacji. Niemniej często zdarza się, że po zdaniu matury, kiedy to każdy młody człowiek wybiera własną życiową drogę, w jego pamięci wciąż pozostają ci, z którymi spędził kilka najlepszych lat życia. To szkolni koledzy byli świadkami pierwszych miłosnych rozczarowań; to oni przychodzili z pomocą, gdy trzeba było wyciągać z tarapatów; to im powierzaliśmy najgłębiej ukryte tajemnice i naiwnie wierzyliśmy, że nigdy nie ujrzą one światła dziennego. Co jednak zrobić, jeśli szkolna koleżanka lub kolega bezustannie tkwią w naszych myślach i nie pozwalają nam normalnie żyć? Co zrobić, gdy mimo wszystko staramy się ułożyć sobie życie, lecz myślami wciąż wracamy do tego, co było, kiedy mieliśmy osiemnaście lub dziewiętnaście lat? Co zrobić, kiedy każdego dnia zdradzamy w myślach naszego obecnego partnera? Albo partnerkę, z którą dzielimy życie? Czy to już obsesja czy może jedynie tak silne zauroczenie, że nie pozwala nam ono normalnie funkcjonować?

 

Monikę i Pawła połączyło coś wyjątkowego, choć była to tylko jedna upojna noc podczas balu maturalnego. Noc, o której oboje nie potrafili zapomnieć, pomimo że każde z nich po ukończeniu szkoły ułożyło sobie życie po swojemu. Monika praktycznie od zawsze była inna. Często można było odnieść wrażenie, że choć fizycznie jest obecna, to jednak jej dusza porusza się w jakimś zupełnie innym wymiarze. Możliwe, że właśnie ta inność tak bardzo zafascynowała Pawła, iż nie mógł o niej zapomnieć pomimo upływu lat. Mało kto zdawał sobie sprawę z tego, że ta wyobcowana dziewczyna przeżyła w dzieciństwie tragedię i od tamtej pory nie potrafi uporać się z traumą. Nieświadomi niczego koledzy traktowali ją na tyle normalnie, na ile można traktować osobę, która wciąż duchem błądzi w jakiejś innej rzeczywistości.

 

 

Czytaj dalej

 

 

 

 

 

 

W okresie dwudziestolecia międzywojennego Warszawa nazywana była Paryżem Północy, a to ze względu na swój niepowtarzalny klimat. Zachwyt budziła przede wszystkim jej architektura. Z jednej strony miasta można bowiem było zobaczyć ogromne gmachy, natomiast z drugiej klasycystyczne budynki. Przedwojenna Warszawa była zatem majestatycznym miastem, w którym tętniło życie i które wyraźnie wyróżniało się na tle ówczesnych stolic Europy. Można było wówczas odnieść wrażenie, że mieszkańcy stolicy wierzą, iż czeka ich wspaniała przyszłość w nowej i jakże odmienionej po latach zaborów Warszawie. Niestety, pragnienia te zniszczyła wojenna zawierucha, która zabrała ze sobą magiczny klimat Warszawy oraz odebrała jej wszystko to, co ją wyróżniało. W zamian wojna zostawiła ziemię pokrytą gruzem, resztkami kamienic oraz ludzką krwią.

 

Przedwojenne poranki charakteryzowały się niewielkim ruchem na warszawskich ulicach. Na sklepowych wystawach stały samotnie porcelanowe lalki, które z zadumą przypatrywały się pustym ulicom. Miasto ożywiało się dopiero około południa, gdyż wówczas parki zapełniały się radosnymi, roześmianymi i rozkrzyczanymi dziećmi, które biegały po alejkach, podczas gdy dorośli cieszyli się ciepłem promieni słonecznych i zachwycali się pięknym nadwiślańskim krajobrazem. Z kolei gdy zapadał zmrok Warszawa bynajmniej nie szykowała się do snu. Plac Teatralny mienił się wówczas świecącymi neonami i reklamami umieszczonymi na dachach kamienic i na latarniach. Opustoszałe nieco ulice oświetlane były tysiącem różnobarwnych migających lampek. Chociaż ruch na drogach nie był już tak natężony, jak za dnia, to jednak nie wszyscy warszawiacy chowali się w zaciszu swoich domów. Ci zamożniejsi bardzo często odwiedzali ekskluzywne lokale, aby w towarzystwie przyjaciół i znajomych, sącząc alkohol, pożegnać kończący się właśnie dzień. A potem powoli zamierał gwar, zaś samo miasto sposobiło się do snu pochłonięte przez nocny spokój, aby rankiem znów obudzić się do życia.

 

 

Czytaj więcej 

 

 

 

 

Międzynarodowy Dzień Mafii - Marcin Brzostowski

„Mafia” to słowo, które większości z nas kojarzy się z Sycylią, gdzie swoją działalność prowadzą bądź prowadziły zorganizowane grupy przestępcze posiadające ogromne wpływy i powiązania z osobami na różnych szczeblach władzy, a także prowadzące działalność gospodarczą, która finansowana jest z dokonywanych przestępstw. Z kolei w kontekście literackim, mówiąc „mafia” zazwyczaj mamy na myśli Amerykę i nieśmiertelnego Ojca chrzestnego autorstwa Mario Puzo.  Jedna z legend mówi natomiast, że samo słowo „mafia” pochodzi od pierwszych liter hasła, które towarzyszyło Sycylijczykom podczas niewoli francuskiej, jaką przeżywali pod panowaniem dynastii Andegawenów, a brzmiało ono następująco: Morte Alla Francia Italia Anela, czyli Śmierć Francuzom hasłem wszystkich Włochów.

 

Wyobraźmy sobie zatem, że mafia posiada tak ogromną władzę, iż pewnego dnia zupełnie legalnie zostaje ogłoszony Międzynarodowy Dzień Mafii. Jest to święto naprawdę wyjątkowe, ponieważ wtedy nawet najtwardszy gangster musi zmięknąć i zapomnieć o tym, czym zajmuje się na co dzień. Dlaczego? Skąd taka nagła zmiana w zachowaniu mężczyzn, którzy każdego innego dnia potrafią być bezwzględni? Tego czytelnik dowie się dopiero wtedy, gdy sięgnie po najnowszą mini powieść Marcina Brzostowskiego. Na kartach swojej książki Autor ponownie wraca do postaci nieprzeciętnego i naprawdę godnego uwagi inspektora Franco Foga, którego mieliśmy już okazję poznać zarówno w Zemście kobiet, jak i dwóch krótkich opowiadaniach zatytułowanych Wirujący sztylet hiszpańskiej kusicielki i Mroczna tajemnica sgt. Adeli White.

 

 

czytaj więcej



 

 

 

Bona Sforza d’Aragona (1494-1557) stanowi jedną z wielu postaci historycznych budzących kontrowersje. Jedni przypisują jej ogromne zasługi dla Polski, zaś inni szkalują i nazywają „trucicielką”. Prawdą jest, że przez bardzo długi czas była nie doceniana. Bardzo źle wypowiadali się o niej przeciwnicy polityczni oraz ci, którym Bona nadepnęła na odcisk, a potem byli to kolejni dziejopisarze, którzy bezrefleksyjnie powtarzali słowa swoich poprzedników. Bona Sforza d’Aragona przyszła na świat jako włoska księżniczka. Była córką i zarazem przedostatnim dzieckiem Giana Galeazza Sforzy (1469-1494) i Izabeli Aragońskiej (1470-1524). Notatka sporządzona własnoręcznie przez królową w jej Modlitewniku wskazuje, że było to dokładnie 2 lutego (sobota) 1494 roku o godzinie 13:30. W tamtym czasie godziny urodzeń dzieci pochodzących z arystokratycznych rodzin były bowiem skrupulatnie zapisywane ze względów astrologicznych, dlatego też notatka ta wydaje się być jak najbardziej wiarygodna.

 

Izabela Aragońska, myśląc perspektywicznie, pragnęła zapewnić swej córce jak najlepsze wykształcenie, co w przyszłości miało na celu doprowadzić do zawarcia przez Bonę intratnego małżeństwa. Była ona bowiem jedyną spadkobierczynią bogatego Księstwa Bari i Rosanno. W związku z tym Bona dogłębnie poznała historię, matematykę, prawo, teologię, która wtedy była zastrzeżona jedynie dla mężczyzn, a także nauczyła się gry na instrumentach, jazdy konnej, opanowała sztukę polowania oraz przyswoiła sobie takie kobiece umiejętności, jak taniec, śpiew, muzykę i oczywiście hafciarstwo. Ówcześni mężczyźni mogli czuć się niekiedy wielce zawstydzeni w jej towarzystwie, ponieważ Bona błyszczała wiedzą nie tylko na temat pism redagowanych przez wybitnych ojców Kościoła, ale także antycznych twórców, jak Marek Tulliusz Cyceron (106-43 p.n.e.) czy Publiusz Wergiliusz Maro (70-19 p.n.e.). Biegle posługiwała się nie tylko językiem włoskim, lecz również łacińskim, niemieckim, zaś po ślubie z Zygmuntem I Starym (1467-1548) także polskim.

 

 

Czytaj dalej

 

 

 

 

Zamość to miasto położone w województwie lubelskim. Zostało założone pod koniec XVI wieku, a dokładnie w 1580 roku, na terenie dawnej wsi należącej do polskiego szlachcica, Jana Zamoyskiego (1542-1605), a było to za panowania króla Stefana Batorego (1533-1586). Jan Zamoyski – wykształcony we Włoszech – przyczynił się do wprowadzenia humanistycznych idei, które swoje odzwierciedlenie znalazły w jego polityce, zarówno na poziomie krajowym, jak i lokalnym. Zamość – niekiedy zwany Padwą Północy – został zaprojektowany przez włoskiego architekta, Bernardo Morando (ok. 1540-1600), pochodzącego z Padwy. Bernardo Morando wykonał swój projekt zgodnie z zasadami idealnego miasta (z wł. città ideale), które stanowi jedyny kompletny renesansowy zespół urbanistyczny w Polsce. Jan Zamoyski, zgodnie ze swoją światłą polityką oraz tolerancyjną postawą, zaprosił do miasta nowych osadników, w tym Polaków, ludzi innych narodowości, a także tych, którzy byli wyznawcami innych religii niż katolicka, jak: Ormianie, Grecy, Włosi, Węgrzy, Szkoci i oczywiście Żydzi. Tego rodzaju polityka przyczyniła się do wzmocnienia życia gospodarczego i kulturalnego Zamościa, jak również do stworzenia wyspy tolerancji w epoce, kiedy inne katolickie kraje Europy prześladowały Żydów i protestantów.

 

Pierwsi Żydzi osiedlili się w Zamościu w 1588 roku, czyli osiem lat po założeniu miasta. Byli to Sefardyjczycy (Żydzi hiszpańscy) wywodzący się z Imperium Osmańskiego i Wenecji, co w konsekwencji utworzyło najbardziej wysuniętą na północ społeczność sefardyjską w Europie Wschodniej. Wszystkim przyznano równe prawa, które obejmowały zwolnienie podatkowe na dwadzieścia pięć lat i prawo do założenia własnej wspólnoty pod warunkiem, że przyjmą oni do swojej społeczności tylko Żydów pochodzenia hiszpańskiego i portugalskiego. Rozległe przywileje przyznane Żydom dotyczyły także prawa do posiadania domów, budowy murowanej synagogi i mikveh(łaźni rytualnej; mykwy), oraz założenia cmentarza. Na poziomie zawodowym mogli swobodnie angażować się w większość działań, z wyjątkiem szewstwa, kuśnierstwa i garncarstwa. Sprowadzając do Zamościa Żydów, Jan Zamoyski chciał skorzystać na luksusowym handlu towarami. Handlowali oni bowiem głównie diamentami, drogocennymi tkaninami, orientalnymi przyprawami i artykułami dekoracyjnymi. W tym czasie społeczność Żydów sefardyjskich posiadała naprawdę wyjątkową pozycję w całej Rzeczypospolitej. Ich społeczność była autonomiczna do połowy XVII wieku i nie podlegała najwyższemu organowi samorządu żydowskiego w Rzeczypospolitej, czyli Radzie Czterech Ziem.

 

czytaj dalej 

 

 

 

Borysław to miasto położone około stu kilometrów na południe od Lwowa. Przed wybuchem drugiej wojny światowej należało do Polski, natomiast obecnie są to tereny Ukrainy. Do 1939 roku zamieszkiwane było przez czterdzieści trzy tysiące ludzi (obecnie około trzydzieści siedem tysięcy). Czternaście tysięcy z nich stanowili Żydzi, około siedem tysięcy to ludność pochodzenia ruskiego (Rusini), natomiast jakieś sto osób było narodowości innej niż powyższe (Francuzi, Niemcy, Anglicy). Ponieważ charakterystycznym elementem miasta od dziesiątek lat jest przemysł naftowy, większość mieszkańców tamtego okresu w mniejszym lub większym stopniu była z nim związana. Ludność Borysławia miała wówczas trzech wrogów. Z jednej strony zagrażali miastu Niemcy, z drugiej bolszewicy, a z trzeciej wspomniani wyżej Rusini, których jeszcze przed wybuchem wojny Niemcy buntowali przeciwko Polakom. Kiedy było już wiadomo, że wojna z Trzecią Rzeszą jest nieunikniona, mieszkańcy Borysławia obawiali się nie tylko nadchodzących wojsk niemieckich, ale także Rusinów, których w miarę trwania okupacji zaczęto nazywać „Ukraińcami”. Ich strach był o tyle bardziej uzasadniony, że w mieście zostało bardzo mało mężczyzn, którzy mogliby go bronić, gdyż rezerwiści i spora część polskiej młodzieży w wieku poborowym zasiliła szeregi armii. Wielu mężczyzn uciekło również za granicę w obawie przed Niemcami, pozostawiając w domach kobiety i dzieci.

 

W drugiej połowie września 1939 roku w Borysławiu oraz pobliskich miejscowościach nie było żadnej władzy administracyjnej czy wojskowej. Rząd polski już się ewakuował, zaś hitlerowcy jeszcze nie weszli do miasta. Natomiast Polacy raczej nie wychodzili na ulice, aby nie narażać się na różnego rodzaju prześladowania ze strony Ukraińców, którzy zamieszkiwali wtedy nie tylko Borysław, lecz także okoliczne miejscowości, jak na przykład Tustanowice. W miarę jak armia niemiecka zbliżała się do miasta, Rusini zaczęli czuć się coraz swobodniej i zachowywać się coraz bardziej prowokacyjnie, spacerując po ulicach z bronią i grożąc Polakom śmiercią. Nastał więc czas wielkiego strachu i oczekiwania tego, co najgorsze. Polacy bali się zarówno nieznanego wroga, czyli Niemców, jak i tego, z którym do tej pory żyli na co dzień, a który z łatwością mordował pojedynczych polskich żołnierzy powracających do swoich domów z rozbitych oddziałów wojskowych. Jego ofiarami padali również zwykli cywile, którzy uciekali przed inwazją Trzeciej Rzeszy. Rozpoczęło się zatem istne polowanie na Polaków nazywanych przez Ukraińców „Lachami”.

 


Czytaj dalej

 

 

 

 

 

 

 

 

Ludzie kłamią i popełniają błędy z różnych powodów. Czasami robią to z własnej woli, bo tak jest im wygodnie, a niekiedy są do tego zmuszani przez inne osoby – nierzadko te najbliższe – albo przez zaistniałe okoliczności, nie widząc innego wyjścia, jak tylko wybór zła. Często uważają bowiem, że kłamstwo będzie lepsze niż prawda, która podobno ma zapewnić człowiekowi wolność. Są też przypadki, kiedy ktoś ukrywa prawdę, ponieważ boi się, że jej ujawnienie może mu zaszkodzić lub sprawić, że nie będzie akceptowany w swoim środowisku, a ludzie wciąż będą gadać i wytykać palcami. W takiej sytuacji poczucie ewentualnego wstydu i napiętnowanie przez społeczeństwo są gorsze niż życie w zgodzie z samym sobą. Funkcjonowanie w takim zakłamanym świecie musi być bardzo trudne i męczące. Trzeba bowiem wciąż uważać na to, co się mówi i do kogo, kontrolować swoje zachowanie i trzymać na dystans tych, którzy chcieliby się do nas zbliżyć i zawrzeć nieco bliższą znajomość. Każdego dnia towarzyszy nam strach, który w rezultacie może doprowadzić do naprawdę nieprzewidzianych sytuacji. Człowiek jest tylko człowiekiem i pewnego dnia może zdarzyć się tak, że nie wytrzyma ciągłego życia w stresie i napięciu i zwyczajnie wyrzuci z siebie to, z czym borykał się przez długie lata. Wtedy zacznie się obwinianie innych, a nawet pojawi się chęć ukarania samych siebie.

 

Opisane powyżej warianty ludzkich zachowań wcale nie są rzadkością w dzisiejszym świecie. Można rzec, że dotyczą one nie tylko współczesnego człowieka. Moim zdaniem ludzie od wieków coś ukrywają przed światem i boją się, że pewnego dnia prawda ujrzy światło dzienne. Choć czasy się zmieniają, mijają lata i wieki, a człowiek wciąż pozostaje taki sam. Bez względu na to, w jakich realiach przychodzi mu funkcjonować, jego sposób myślenia wcale nie różni się od tego, jakim kierowali się jego przodkowie. Można przypuszczać, że przyszłość także niczego nie zmieni. Wbrew pozorom natura ludzka wcale się nie zmienia, co ukazuje fabuła najnowszej powieści Magdaleny Zimniak. Bohaterkami książki są trzy kobiety w różnym wieku, których życiowe drogi pewnego dnia splatają się ze sobą wzajemnie i już zawsze będzie je łączyć wspólna dramatyczna historia, choćby nie wiadomo gdzie rzucił je los.  

 


czytaj dalej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W dniu 29 marca 1516 roku wenecki senat pod przewodnictwem doży Leonarda Loredana (1436-1521) zarządził, iż wszyscy Żydzi muszą żyć w jednym miejscu, które na terenie miasta będzie strzeżone i zamknięte. Do tamtego czasu w Cannaregio, czyli w północnej dzielnicy Wenecji, składowano odpady pochodzące ze starej odlewni miedzi. Miejsce to otoczone było kanałami. Była to mała wyspa, której obszar wyznaczały dwie bramy otwierane każdego ranka na dźwięk dzwonu znajdującego się w dzwonnicy świętego Marka. Bramy zamykane były o północy przez chrześcijańskich strażników opłacanych przez żydowskich mieszkańców. Z kolei każdej nocy dwie łodzie miały patrolować kanały wokół wyspy. Już wkrótce ta zamknięta przestrzeń stanie się pierwszym na świecie prawnie ustanowionym żydowskim gettem. Pomimo że wciąż dochodzi do dyskusji na temat etymologii słowa getto, można jednak sformułować argument dotyczący dialektu weneckiego, w którym słowo getto oznacza odlewnię, zaś po włosku wyrzucenie.

 

Dwa lata temu, z okazji pięćsetnej rocznicy założenia getta w Wenecji, miasto wraz ze specjalnym komitetem i społecznością żydowską zorganizowało bardzo ambitną wystawę w Pałacu Dożów, czyli rezydencji najwyższych weneckich urzędników, oraz w siedzibie władzy Republiki Weneckiej, która wydała dekret w 1516 roku. Z tej okazji kuratorka wystawy Donatella Calabi opublikowała książkę zatytułowaną Wenecja, Żydzi i Europa: 1516-2016*, w której opowiada o miejskiej organizacji ówczesnej Wenecji, przedstawia jej architekturę i codzienne życie społeczności żydowskiej zarówno w getcie, jak i poza nim. Autorka ukazuje zasady, zakazy, nadużycia i konflikty, przed którymi musiała stanąć żydowska społeczność w Wenecji. Ponadto zwraca również uwagę na rolę żydowskich kobiet, warstwy społeczne mieszkańców getta oraz ich życie pod kątem materialnym. W swoich badaniach wykorzystała obrazy Vittore Carpaccio (ok. 1465-1526) i Giovanniego Belliniego (1427/1430-1516), a także rysunki architektoniczne, archiwalne dokumenty, przedmioty liturgiczne z tamtego okresu, rekonstrukcje multimedialne, jak również odnalazła rzadkie egzemplarze książek pochodzące z tamtego okresu. To wszystko sprawiło, że na ponad pięciuset stronach, Donatella Calabi opowiedziała naprawdę fascynującą historię weneckich Żydów.

 

 

czytaj dalej



 

 

 

 

Generalnie przyjęło się, że literatura fantastyczna to gatunek, który posiada tendencję do polaryzowania czytelników. Często mówi się, że tylko „poważni” czytelnicy sięgają po książki realistyczne, zaś fantastyka dotyczy przede wszystkim dzieci lub tych, którzy postrzegają czytanie jako swego rodzaju formę eskapizmu. Niektórzy idą nawet o krok dalej i uparcie twierdzą, że fantastyka posiada znacznie mniejszą wartość niż literatura realistyczna, dlatego też powszechnie kojarzona jest z dziećmi i ich silnie rozbudowaną wyobraźnią. Okazuje się jednak, że w ostatnich latach to właśnie literatura fantastyczna przoduje, jeśli chodzi o czytelnicze gusta. Oprócz literatury kobiecej i kryminałów, czytelnicy najczęściej sięgają właśnie po fantastykę. Dzieje się tak bez względu na wiek odbiorcy. Dlaczego? Cóż takiego szczególnego akurat ten rodzaj literatury ma do zaoferowania czytelnikom? Może po prostu szukamy w nim samych siebie, lecz z drugiej strony to, co tam widzimy niekoniecznie musi się nam podobać, gdyż fantastyka ma to do siebie, że z reguły pokazuje nasz świat niczym odbity w lustrze. Tak więc czytając fantastykę możemy z łatwością odnaleźć w niej własne odbicie. I możliwe, że właśnie ten fakt tak bardzo przyciąga nas do tego rodzaju książek.

 

Pomiędzy XVIII a XIX wiekiem snucie opowieści fantastycznych i realistycznych stało wobec siebie nawzajem w opozycji i korespondowało z rozwojem osobnej literatury przeznaczonej dla dzieci i dorosłych. Poważna powieść realistyczna skierowana była jedynie do dorosłych czytelników płci męskiej, podczas gdy fantastyka i romanse były przeznaczone odpowiednio dla dzieci i kobiet. W tym wszystkim interesujące jest to, jak bardzo z biegiem czasu zmieniało się odbieranie fantastyki nie tylko przez samych czytelników, ale także przez krytyków. Dziś już nie wyobrażamy sobie rynku książki bez tego rodzaju literatury. Nietrudno zauważyć, że fantastyka nie stanowi obecnie jedynie osobnego gatunku, ale wplatana jest również do powieści obyczajowych czy historycznych. Ponadto już dawno przestała kojarzyć się nam jedynie z literaturą dziecięcą czy młodzieżową.

 

 

czytaj dalej

 

 

 

Trzy siostry, trzy krolowe - Philippa Gregory

Małgorzata Tudor (1489-1541), królowa Szkocji (1503-1513) była najstarszą córką Henryka VII Tudora (1457-1509), króla Anglii w latach 1485-1509, oraz jego żony Elżbiety York (1465-1503), która z kolei była córką Edwarda IV Yorka (1442-1483). Małgorzata urodziła się 29 listopada 1489 roku w Westminster. Jeszcze zanim skończyła sześć lat, rozpoczęły się kilkuletnie negocjacje mające na celu poślubienie przez księżniczkę Jakuba IV Stuarta (1473-1513), króla Szkocji (1488-1513), który popierał Perkina Warbecka (ok. 1474-1499) będącego pretendentem do angielskiego tronu. Perkin Warbeck podawał się bowiem za księcia Ryszarda Shrewsbury (ok. 1473-1483), którego tajemnicza śmierć w murach Tower do dziś spędza sen z powiek brytyjskim historykom. Książę Ryszard był synem króla Edwarda IV Yorka i jego żony Elżbiety Woodville (ok. 1437-1492). Tak więc małżeństwo Małgorzaty Tudor i Jakuba IV Stuarta miało zapobiec tego rodzaju sojuszom, których celem było popieranie uzurpatora do tronu Anglii.

 

Ostatecznie 8 sierpnia 1503 roku w Edynburgu doszło do ślubu Małgorzaty i Jakuba. Chciwy Henryk VII wyposażył córkę w niezwykle skromny posag, co wywołało konflikt pomiędzy tymi dwoma królestwami, choć towarzyszył temu traktat o wiecznym pokoju. Henryk VII nie zrobił jednak nic, aby zażegnać ten spór. Całe życie Małgorzaty po zawarciu małżeństwa z Jakubem IV było niekończącą się serią intryg. Najpierw w grę wchodziło popieranie przez nią jednej frakcji politycznej, a potem drugiej. Raz było to na rzecz jej ojczystego kraju, zaś innym razem występowano przeciwko Anglii, opowiadając się za Francją. Z kolei zachowanie Małgorzaty zależało głównie od zewnętrznych wpływów na jej osobę.

 

 

 

Przeczytaj całość

 

 

 

Liliowe dziewczyny. Opowieść o kobietach połączonych przez koszmar Ravensbrück - Martha Hall Kelly

„Opowieść o kobietach połączonych przez koszmar Ravensbrück.”

Ta – inspirowana losami bohaterki podczas II wojny światowej – debiutancka powieść amerykańskiej pisarki łączy w sobie historię niecodziennej miłości, opowieść o odkupieniu i skrywanej przez wiele lat przerażającej tajemnicy.

 

Caroline Woolsey Ferriday (1902-1990) to bywalczyni nowojorskich salonów i bliska współpracownica konsula Francji. Gdy w 1939 roku Niemcy napadają na Polskę, życie młodej Amerykanki zmienia się na zawsze. Daleko za oceanem, w okupowanej Polsce nastoletnia Kasia Kuśmierczyk coraz bardziej angażuje się w działania na rzecz podziemia. Młoda i ambitna Herta Oberheuser (1911-1978) odpowiada na opublikowane przez władze III Rzeszy ogłoszenie o pracy dla lekarza i trafia do zdominowanego przez mężczyzn świata władzy i hitlerowskich tajemnic.

Losy tych trzech kobiet zwiążą się nierozerwalnie, gdy Kasia zostanie wysłana do Ravensbrück, owianego złą sławą obozu koncentracyjnego dla kobiet. Tragiczna historia więźniarek, lecz także opowieść o ich triumfie trafia przypadkiem za ocean, by obudzić głębokie współczucie i potrzebę niesienia sprawiedliwości tym, o których historia zdaje się zapominać.

„Lilowe dziewczyny” to powieść o kobietach, które zostały nazwane „królikami”, a to dlatego, iż były poddawane bestialskim eksperymentom medycznym, w wyniku których nie mogły chodzić, a jedynie skakać na jednej nodze. Eksperymenty te przeprowadzano celem znalezienia sposobu na skuteczne leczenie ran niemieckich żołnierzy. W związku z tym do ran, które zadawano kobietom, wprowadzano bakterie, a także wszelkiego rodzaju ciała obce, a potem taką nogę wkładano do gipsu i obserwowano, co się będzie dziać. Nie trzeba być lekarzem, aby wiedzieć, że rany te przysparzały kobietom ogromnych cierpień, a w dodatku doprowadzały do poważnych infekcji całego organizmu. Tej, która miała silniejszy organizm udawało się jakimś cudem przeżyć, lecz okaleczenie wywoływało bolesne konsekwencje na całe życie i czyniło z tych kobiet osoby niepełnosprawne. Słabsze po prostu umierały. Trzeba też wiedzieć, że wiele kobiet poddawani sterylizacji, pozbawiając je możliwości posiadania własnego potomstwa.

Po wojnie to Caroline Woolsey Ferriday zajęła się sprowadzeniem tych kobiet do Ameryki, aby tam pomóc im w powrocie do zdrowia. Nie było to łatwe, bo przecież Polska była wówczas krajem komunistycznym i wyjazd za wielką wodę był praktycznie niemożliwy. Trzeba było zadać sobie naprawdę wiele trudu, aby otrzymać wizę. Na szczęście wielu kobietom udało się wyjechać do Ameryki i tam rozpocząć nowe życie. Oczywiście niektóre z nich wróciły do Polski po zakończonym leczeniu, ponieważ miały tutaj rodziny. Herta Oberheuser była jedną z nazistowskich lekarek, które uśmiercały i okaleczały więźniarki w imię swoich chorych idei. Po wojnie została skazana na 20 lat więzienia, lecz wypuszczono ją po pięciu latach, co było nie do pomyślenia dla tych, którzy ją znali i pamiętali jak wielkiego okrucieństwa się dopuszczała. Na szczęście Caroline Ferriday tak tego nie zostawiła i w efekcie swoich działań doprowadziła do tego, że Herta Oberheuser została w końcu pozbawiona praw do wykonywania zawodu.

Powieść dotyka niezwykle dramatycznego okresu w dziejach świata. Autorka zabiera czytelnika do Ameryki, która choć nie bierze czynnego udziału w wojnie, to jednak nie pozostaje obojętna na jej okrucieństwo. Przenosimy się również do okupowanego Paryża, Polski (Lublin), a przede wszystkim do nazistowskiego obozu Ravensbrück. Poza tym Martha Hall Kelly stara się w miarę wiarygodnie ukazać realia powojennej Polski, co – w moim odczuciu – nie do końca wychodzi jej dobrze. Do tego przekazu wkrada się kilka przekłamań, choć Autorka twierdzi, że przeprowadziła rzetelne badania. Poza tym nie ukrywa też, że nawet Polska po upadku komunizmu i będąca już w strukturach Unii Europejskiej jest biedniejsza od Zachodu, co – jej zdaniem – rzuca się w oczy komuś, kto przyjedzie do nas z tzw. wielkiego świata. Autorka nie zapomina bowiem poinformować o tym czytelników w końcowych słowach swojej książki. Fabuła zawiera również wątki fikcyjne, jak romans Caroline z nieziemsko przystojnym francuskim aktorem.

Jeśli chodzi o tematykę powieści, to jest ona bardzo przejmująca, choć wykonanie nie do końca mi odpowiadało. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że jest to debiut, więc może w tym tkwi problem. Moim zdaniem zbyt mało jest w tej książce okrucieństwa zadawanego przez nazistów, co znacznie wypacza prawdziwy obraz tamtych tragicznych czasów. Na pochwałę na pewno zasługuje pomysł na fabułę. Dobrze, że znalazł się ktoś, kto przypomniał historię „królików”. Jedną z osób, które przyszły z pomocą Autorce była pochodząca z Jarosławia Stanisława Śledziejowska-Osiczko (1925-2017). To była więźniarka obozu w Ravensbrück, na której naziści również przeprowadzali doświadczenia medyczne. Pani Stanisława zmarła w tym roku w maju, mając 92 lata i została pochowana na jednym z jarosławskich cmentarzy.

Generalnie książkę oceniam jako dobrą, lecz mimo to nie do końca jestem nią usatysfakcjonowana, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę fragmenty dotyczące Polski i życia w naszym kraju.

 

 

 

 

 

Mademoiselle Chanel - Christopher W. Gortner

Naprawdę nazywała się Gabrielle Bonheur Chanel (1883-1971). Z pochodzenia była Francuzką. Od 1915 roku rewolucjonizowała damską modę. Promowała ubrania charakteryzujące się prostym, sportowym fasonem. Wśród jej projektów znajdowały się pozbawione ozdób krótkie suknie, kostiumy z dzianiny, golfy, długie sznury pereł, sukienki typu „mała czarna”, a także spodnie-dzwony i prochowce. Wszystkie one spotykały się z entuzjastycznym przyjęciem i uważane są do dziś za klasyczny kanon elegancji. Coco Chanel do dziś stanowi ikonę paryskiej haute couture.

Urodziła się 19 sierpnia 1883 roku w małym miasteczku Samur. Sześć lat swojego życia spędziła w sierocińcu w Aubazine, który prowadzony był przez siostry zakonne Najświętszego Serca Maryi. Tam rozwijała swoje umiejętności dotyczące szycia. Kiedy spędzała wakacje z ciotkami, wówczas zainteresowała się sztuką kapeluszniczą. W wieku dwudziestu lat zatrudniła się jako szwaczka w Moulins w sklepie ze strojami ślubnymi, ubrankami dla dzieci oraz odzieżą dla kobiet. Z kolei wieczorami występowała jako piosenkarka w kawiarniach w Moulins i Vichy, używając pseudonimu „Coco”. Jej popisowym numerem była piosenka zatytułowana „Kto widział Coco w Trocadero?” Nie potrafiła śpiewać, lecz swój brak talentu w tej dziedzinie tuszowała tańcem i niezwykłym temperamentem.

W 1913 roku dzięki wsparciu przyjaciół, w tym swoich dwóch kochanków: oficera kawalerii Étienne’a Balsana (1878-1953) i brytyjskiego sportsmena Arthura „Boya” Capela (1881-1919), założyła w Paryżu swój pierwszy sklep z kapeluszami oraz damską odzieżą. Od 1915 roku zaczęła promować w nim także odzież sportową jako ubranie idealne do pracy. Podarowany jej pewnego chłodnego dnia przez zapalonego gracza w polo Arthura Capela sweter stał się inspiracja dla jej pierwszego chanelowskiego kostiumu, na który składały się trykotowy marynarski żakiet oraz prosta, luźna spódnica ledwo ukazująca nogi.
W 1919 roku Coco Chanel założyła przy rue Cambon dom mody pod szyldem „Chanel”. Proponowany przez nią styl à la „skromna panienka” przyniósł zainteresowanie zmęczonych gorsetami bogatych i wpływowych kobiet. W swoim życiu projektowała dla takich gwiazd, jak: Katherine Hepburn (1907-2003), Grace Kelly (1929-1982), Gloria Swanson (1899-1983) czy Elizabeth Taylor (1932-2011).

W 1921 roku Coco Chanel stworzyła popularne do dziś perfumy o nazwie Chanel No. 5. To właśnie dzięki nim odniosła największy finansowy sukces. Pomimo głośnych związków z mężczyznami, Coco Chanel pozostała niezamężna do końca życia. Zmarła w wieku 88 lat, 10 stycznia 1971 roku w Paryżu. Na pewno była odważną, inteligentną kobietą, która stworzyła ze swego nazwiska jedną z najcenniejszych marek dyktujących światowe trendy w modzie. Coco Chanel była pierwszą projektantką haute couture, która współpracowała z baletem, teatrem i filmem.

Niechlubnym piętnem na biografii Coco Chanel odcisnęły się jej kontakty z Niemcami podczas drugiej wojny światowej. Są tacy, którzy jeszcze dziś nazywają ją „szpiegiem Hitlera”. Ale czy na pewno należy postrzegać ten fakt właśnie w takich kategoriach? Może zanim poddamy ocenie jej postępowanie podczas drugiej wojny światowej, należy lepiej poznać powody, dla których zdecydowała się na tego rodzaju działalność. Z drugiej strony jednak wiele wskazuje na to, że pewnych rzeczy była po prostu nieświadoma, a Niemcy zwyczajnie ją wykorzystali. Poza tym, Coco za wszelką cenę pragnęła pomóc najbliższej osobie. Ten mężczyzna był jej jedyną rodziną, po tym, jak wszyscy inni odeszli z tego świata. W związku z tym bardzo prawdopodobne jest to, że wolała poświęcić swój honor i reputację, aby tylko ocalić jedynego członka rodziny, jaki jeszcze jej pozostał.

Jeśli ktoś jest zainteresowany biografią Coco Chanel, a nie chce czytać jedynie o suchych faktach z jej bogatego życia, to powinien sięgnąć po powieść Christophera W. Gortnera zatytułowaną „Mademoiselle Chanel”. Autor w niezwykle barwny sposób nakreśla poszczególne etapy z życia projektantki, choć nie towarzyszy jej aż do dnia śmierci. Akcja powieści rozpoczyna się i kończy w 1954 roku, kiedy po dłuższej nieobecności spowodowanej wojną, nasza bohaterka powraca z nowym pokazem. Czuje niepewność, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że mogła przez ten czas wypaść z obiegu, a nawet zostać zapomniana. Poza tym wciąż ma w pamięci swoje „wojenne szpiegostwo”. Pomiędzy prologiem a epilogiem to sama Coco opowiada czytelnikowi o swoim życiu, które z jednej strony było bogate, lecz z drugiej również solidnie pogmatwane. Książka jest niesamowita w odbiorze. Czyta się ją jednym tchem, nie mogąc oderwać się od fabuły ani na krótką chwilę, natomiast sama Coco jest tak realna, jakby żyła tuż obok.

 

 

 

 

Pani fortuny - Graham Masterton

Effie Watson to córka bogatego szkockiego bankiera, która już jako nastolatka zapragnęła zostać nieprzyzwoicie bogatą kobietą. W swoich dziewczęcych marzeniach widziała siebie na salonach w towarzystwie możnych tego świata. Wychowana w rodzinie, gdzie rządził pieniądz, zaś wszelkie inne wartości odsuwane były na bok, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie jej łatwo osiągnąć zamierzonego celu, bo przecież urodziła się dziewczynką. Już od samego początku płeć dyskwalifikowała ją, jeśli chodzi o bankowość i osiąganie sukcesów w tej dziedzinie.

Czytelnik poznaje Effie jako prawie stuletnią staruszkę, która wcale nie żałuje przeżytych lat. W świat wielkiej bankowości wkroczyła, mając zaledwie siedemnaście lat. Jej umysł był tak bardzo chłonny wiedzy, że często zawstydzała nawet mężczyzn w kwestii podejmowania ważnych decyzji, które mogły przynieść jedynie niewyobrażalny zysk. Wiedziała też kiedy powinna się wycofać, aby ponieść strat. Musiała jednak walczyć z wrogiem, który był najbliżej, czyli ze swoim najstarszym bratem Robertem. I tak oto wraz z Effie cofamy się w czasie i przenosimy do roku 1901, kiedy kobiety dopiero zaczynają walkę o swoje prawa. Poznajemy więc Effie jako bardzo młodą dziewczynę, która musi stawić czoło autorytatywnemu ojcu, który nie waha się użyć fizycznej siły wobec najbliższych. Często bije matkę dziewczyny, a swoje dzieci wychowuje naprawdę twardą ręką. Wygląda jednak na to, że w jego ślady idzie Robert, dla którego liczy się tylko pieniądz. On wie, że pewnego dnia stanie na czele finansowego imperium swojego ojca, dlatego od samego początku podporządkowuje sobie tych, którzy będą kiedyś dla niego pracowali, czyli młodszego brata i Effie. Jest niezwykle podstępny i po trupach dąży do celu.

 

„Pani fortuny” to powieść o kobiecie, która za wszelką cenę pragnie spełnić swoje dziewczęce marzenia, ale z drugiej strony wie, na ile może sobie pozwolić przy ich realizacji. Effie kocha swoją rodzinę. Żal jej matki, która każdego dnia musi znosić humory ojca, a także jego ciężką pięść. Niemniej najbardziej związana jest emocjonalnie ze starszym bratem Dougalem. Nie może znieść, w jaki sposób traktowany jest zarówno przez ojca, jak i przez Roberta. Wspinając się na coraz to wyższe szczeble swojej bankierskiej kariery, Effie nie zawsze stroni od skandali obyczajowych. Niekiedy dopuszcza się czynów, które nie są dobrze widziane w towarzystwie i uchodzą za niemoralne. Często jej życie staje się tematem plotek oraz artykułów prasowych, a dziennikarze nie dają jej spokoju, jeśli tylko wywęszą jakąś nową sensację.

Effie nie może ufać każdemu, kto tylko stanie na jej drodze. Nie może we wszystko wierzyć, ponieważ są tacy, którzy z chęcią widzieliby ją na samym dnie. Niemniej jedno jest pewne. Pomimo bogactwa i dynamicznie rozwijającej się kariery zawodowej, Effie pragnie miłości, o którą niezwykle trudno takiej kobiecie, jak ona. Nie wiadomo bowiem czy mężczyzna będzie kochał ją za to, jaka jest, czy może bardziej będzie mu zależeć na jej pieniądzach. W takiej sytuacji o pomyłkę i rozczarowanie bardzo łatwo.

Książkę polecam tym, którzy lubią powieści obyczajowe z historią w tle. Autor doskonale miesza fikcję z faktami historycznymi. Co ważne, takim punktem kulminacyjnym jest dzień 24 października 1929 roku, czyli tak zwany Czarny Czwartek, kiedy to ceny akcji na Nowojorskiej Giełdzie Papierów Wartościowych zaczęły gwałtownie spadać, co zapoczątkowało Wielki Kryzys, który uważany jest za największy kryzys gospodarczy XX wieku. Watsonowie są tutaj symbolem tych, którzy brali czynny udział w tamtych wydarzeniach i znacząco przyczynili się do wspomnianej katastrofy.

 

 

 

 

 

 

Kamień przeznaczenia - Barbara Wood

Błękitny kamień, magiczny kamień o niespotykanym odcieniu… Powstał w niezmierzonych głębinach kosmosu, by poprzez galaktyki i mgławice dotrzeć do Ziemi. To ten kamień sto tysięcy lat temu ocalił życie Wysokiej i jej plemienia, dał mądrość prakobiecie Laliari, oświecił jej potomka Awrama, obdarzył wiarą Rzymiankę Amelię i natchnął odwagą przeoryszę Winifredę, Katharinie zaś dał siłę do poszukiwania ojca w dalekim i obcym świecie. To dzięki niemu ziściło się pragnienie Brigitte Bellefontaine, a Matthew Lively stał się panem swojego przeznaczenia. Teraz błękitny kamień leży na wystawie małego sklepiku w Kalifornii, wśród kart do tarota i tandetnych świecidełek. Gdybyś poczuł, że potrzebna ci jest wewnętrzna siła, odwaga lub mądrość, wejdź do sklepu, popatrz na kamień, weź go do ręki i przekonaj się, co ci powie. Właściciel chętnie sprzeda go za rozsądną cenę… odpowiedniej osobie.

Takimi oto słowami kończy się niezwykle tajemnicza powieść Barbary Wood. O co tak naprawdę w niej chodzi? Otóż, miliony lat temu, na skutek wybuchu, narodził się Kamień Przeznaczenia o pięknym, niebieskim kolorze. Od tamtego czasu jest on przekazywany kolejnym pokoleniom. Oczywiście nie dzieje się to na zasadzie „z ręki do ręki”, lecz na skutek zaistniałych okoliczności. Tak się składa, że kamień ten ma w sobie niezwykłą moc i pomaga tym, którzy w nią wierzą. Czasami pomaga wyjść ludziom z naprawdę poważnych opresji. Barbara Wood prowadzi zatem czytelnika przez poszczególne epoki w dziejach świata, ukazując realia, w jakich żyją bohaterowie, którzy czasami są przedstawicielami nieznanych nam cywilizacji. W tej książce głównym bohaterem jest właśnie Kamień Przeznaczenia. Moim zdaniem Autorka zachwyciła czytelnika przede wszystkim oryginalnym pomysłem. Bardzo podobała mi się ta historia. Cała fabuła podzielona jest na księgi, a każda z ksiąg opowiada inną historię, lecz wszystkie one mają wspólny punkt odniesienia, czyli tytułowy Kamień Przeznaczenia.

 

 

 

Wendyjska winnica. Cierpkie grona - Zofia Makosa

W przedwojennej prasie co pewien czas pojawiały się informacje o wedyjskiej, czyli innymi słowy łużyckiej wsi, leżącej w Poznańskiem. Chodzi oczywiście o Chwalim znajdujący się najpierw w powiecie babimojskim, a po 20 grudnia 1920 roku, w powiecie wolsztyńskim pod miasteczkiem Kargowa (z niem. Karge, Unruhstadt) tuż na granicy Śląska z Brandenburgią. Przykładem jest czasopismo Ziemia z 1910 roku, na łamach którego napisano, iż chwalimscy Wendowie są na wymarciu; przez trzydzieści lat nie wpuszczano do wsi ani Niemców, ani Polaków, zaś małżeństwa dobierały się wyłącznie w obrębie ludności tej wsi; do roku 1881 nauka przygotowawcza do konfirmacji (sakramentów) odbywała się w kościele ewangelickim w Kargowej w języku wendyjskim, a dopiero od marca 1907 roku zniesiono tam wendyjskie nabożeństwa. Z kolei podczas spisu ludności w dniu 1 grudnia 1910 roku posługiwanie się językiem wedyjskim – jako ojczystym – podało w powiecie babimojskim sto siedemnaście osób, co z całą pewnością odnosiło się wyłącznie do mieszkańców Chwalimia. Natomiast Wendów pochodzących z powiatu międzyrzeckiego traktowano już jako „wędrowne jednostki”. Z kolei w 1912 roku pisano, że kolonia łużycka w Chwalimiu w Poznańskiem pomału już zanika.

 

W 1861 roku polski prawnik, historyk i przyjaciel narodu łużyckiego Wilhelm Bogusławski (1825-1901) w Rysie dziejów serbołużyckich wydanych w Piotrogrodzie (Petersburg) pisał: Ogromne zniszczenie Łużyc podczas trzydziestoletniej wojny pobudziło część Dolnołużyczan wysiedlić się do Polski i na granicy jej ze Śląskiem, we wsi Chwalimie nad Obrzycą, założyć osobną osadę, nie łącząc się z Niemcami. Mieszkańcy wsi Chwalima [forma to mylna, w rzeczywistości bowiem ludność mówi Chwalimia, w Chwalimiu, w zgodzie z gramatyczną zasadą tej od imienia Chwalim, Chwalima pochodzącej nazwy dzierżawczej], będąc wyznania ewangelickiego należą do parafii protestanckiej w Kargowie, gdzie się dla nich odprawia nabożeństwo po polsku co dwa tygodnie.

 

 

 

Przeczytaj całość

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Robert Devereux, 2. hrabia Essex (1565-1601) był ostatnim faworytem królowej Elżbiety I Tudor (1533-1603). Robert był synem Waltera Devereux, 1. hrabiego Essex (1541-1576) oraz Letycji Knollys (1543-1634), która była największą rywalką królowej do serca Roberta Dudleya, 1. hrabiego Leicester (1532-1588). Po śmierci ojca w 1576 roku, opiekunem Roberta stał się William Cecil, 1. baron Burghley (1520-1598), natomiast jego matka wyszła za mąż za wspomnianego wyżej lorda Dudleya. Robert Devereux wstąpił do kolegium Trinity w Cambridge, gdy miał zaledwie dwanaście lat, lecz nie wykazywał systematyczności w nauce, choć był niezwykle bystry. Bardzo wcześnie trafił na dwór, gdzie został przedstawiony królowej, która robiła wszystko, aby go „zepsuć”. On miał wtedy dwadzieścia kilka lat, zaś Elżbieta pięćdziesiąt cztery. Ta różnica wieku żadnemu z nich nie przeszkadzała we flirtowaniu. Bardzo często dochodziło pomiędzy nimi również do kłótni, podczas których ujawniał się gorący temperament królowej oraz zazdrość o młodego faworyta.

Miłość Elżbiety do Roberta na pewno była autentyczna. Oczywiście nie było to uczucie, jakim matka darzy swojego syna. Królowa zawsze bardzo niepokoiła się, kiedy młody hrabia szedł na wojnę, do której bardzo często sam doprowadzał, czasami nawet przy wyraźnym sprzeciwie Elżbiety. Trzeba jednak przyznać, że był niezwykle odważny. Brał udział w bitwie pod Zutphen w Niderlandach, gdzie poległ poeta i prozaik sir Philip Sidney (1554-1586), który był także siostrzeńcem Roberta Dudleya. Potem – w 1588 roku – Robert Devereux dołączył do wyprawy przeciwko Hiszpanom (Wielka Armada). Hrabia Essex przez cały czas walczył w pierwszym szeregu, nie bojąc się utraty życia. Z drugiej strony jednak stale kłócił się zarówno z dworzanami, jak i ze swoimi towarzyszami broni w obozie. Raz był to sir Walter Raleigh (ok. 1554-1618), kiedy indziej Charles Blount, 8. baron Mountjoy (1563-1606), zaś innym razem William Cecil lub jego syn Robert Cecil, 1. hrabia Salisbury (ok. 1563-1612). Przedmiotem tych kłótni przeważnie było to, iż Robert Devereux za wszelką cenę pragnął walczyć w pojedynkę, co oczywiście było jednoznaczne z proszeniem się o śmierć.
 
W 1590 roku Robert Devereux na jakiś czas stracił przychylność królowej, ponieważ wbrew woli Elżbiety poślubił wdowę po sir Philipie Sidneyu, którą była córka sir Francisa Walsinghama (ok. 1532-1590) – Frances Walsingham (1567-1633). Rok później hrabia Essex został wysłany do Francji, gdzie dowodził niewielką armią, aby pomóc Henrykowi IV Burbonowi (1553-1610), który występował wówczas przeciwko Lidze Katolickiej. Za każdym razem, gdy hrabia przebywał za granicą narzekał na sposób, w jaki traktują go jego rywale, a najwięcej pretensji miał szczególnie do Roberta Cecila, który wciąż podważał decyzje hrabiego.



 

Przeczytaj całość